Przeszła w życiu trudne chwile. I za każdym razem te ciężkie momenty wiodły ją… prosto w ramiona Colway! Krystyna Derbin, liderka Colway i Colway International, szczerze opowiada nam o problemach finansowych i duchowym rozwoju. Przy okazji dzieli się najgorszą radą, jaką dostała w MLM. Będziecie zaskoczeni!
Jak trafiłaś na MLM?
Krystyna Derbin: Byłam klientką Colway. Co prawda miałam wcześniej propozycje współpracy z innymi firmami, ale system MLM nigdy mnie nie przekonywał.
Colway jest więc pierwszą firmą, z którą współpracujesz?
Pierwszą i jedyną.
A więc, tak jak pewnie większość osób w Colway, zaczęłam tę przygodę jako klient. Produkty okazały się bardzo skuteczne – w czasie, kiedy się nimi zainteresowałam, miałam problemy zdrowotne, oczywiście chciałam też dbać o urodę i po spróbowaniu produktów Colway przekonałam się, że są naprawdę wyjątkowe. Przynosiły i dalej przynoszą mi rewelacyjne rezultaty.
I gdyby nie nastąpił światowy kryzys gospodarczy, pewnie dalej byłabym klientką…
Czyli finalnie do współpracy z Colway przekonał Cię… krach na globalnych rynkach?!
Można tak powiedzieć! Kiedy nastąpił kryzys, prowadziłam firmę finansową – a właśnie ta branża jako pierwsza odczuła jego skutki. Współpracowałam jako pośrednik chyba ze wszystkimi bankami na rynku. W tym czasie banki niechętnie przyznawały klientom kredyty i w związku z tym – praktycznie z dnia na dzień – straciłam dochody.
Dosyć długo zastanawiałam się, w jakiej nowej branży się rozwinąć. Właśnie wtedy zaczęłam powoli budować biznes w Colway i w listopadzie 2009 r. zdecydowałam, że chcę się temu poświęcić. Zdobyłam zaufanie do firmy, do produktów, a podjęcie współpracy nie wymagało ode mnie dużego nakładu finansowego.
Od tamtej pory minęło prawie 9 lat. Niedługo będziesz świętować okrągły jubileusz!
Czas niesamowicie leci… Wciąż doskonale pamiętam, jak w maju 2010 r., po pół roku współpracy z Colway, odbierałam Złotą Odznakę Managerską. To była 6. rocznica firmy, uroczystość odbywała się w Hotelu Marriott w Warszawie. Wtedy już wiedziałam na pewno, że właśnie w Colway chcę być.
Ten pierwszy duży awans zajął Ci zaledwie pół roku – choć nie miałaś wcześniej styczności z MLM. Jak się w ogóle odnalazłaś w tej branży, w tym systemie pracy?
Na początku wydawało mi się, że MLM to chodzenie od drzwi do drzwi. Myliłam go z akwizycją. A nie lubię za bardzo sprzedaży bezpośredniej… Chociaż jestem świetnym sprzedawcą! Ale to dlatego, że ludzie kupują ode mnie, a nie ja im coś nachalnie sprzedaję.
Dopiero kiedy dołączyłam do Colway poznałam zupełnie inne możliwości, jakie daje MLM. Zrozumiałam, że istnieją trzy ścieżki kariery – tak to przynajmniej wygląda w naszej firmie. Bo oczywiście możemy być sprzedawcą, możemy być managerem, czyli takim przewodnikiem swojej małej grupy, i liderem. Wybrałam tę trzecią drogę. I właśnie wtedy odkryłam potencjał tej pracy.
Okazało się, że za sprzedażą i budowaniem grupy idzie jeszcze niesamowity rozwój osobisty. Moim zdaniem lider musi się rozwijać. Nie można skutecznie pracować z ludźmi, jeśli nie ma się głębszej wiedzy na temat psychologii czy duchowości. Dla lidera rozwijanie własnej duchowości to zresztą według mnie jedyny sposób do efektywnej pracy w tym systemie…
Co rozumiesz przez rozwój? Jakie kompetencje, umiejętności powinien mieć według Ciebie skuteczny lider?
Podstawą jest zrozumienie własnych wartości. Jeśli chcemy stworzyć zespół, z którym będzie nam się dobrze pracowało, trzeba mieć świadomość tego, co dla nas ważne. I wtedy tak się dzieje, że mając taki kręgosłup etyczno-moralny, zaczynamy przyciągać ludzi o podobnych wartościach.
Jeśli wartością dla kogoś jest rzetelność, uczciwość, moralności i komunikuje on to słowem i czynem, to takimi osobami się też otacza. Jeśli dla kogoś wartością jest konkurencja i rywalizacja, to zbuduje sobie zespół oparty właśnie na tym. Dopiero taka spójna grupa współpracowników daje siłę liderowi. Jej członkowie także czują się silni i bezpieczni, bo mają oparcie.
A co robić, żeby zespół nie tylko czuł się bezpiecznie, ale też osiągał swoje cele? Jak pracować ze strukturą, żeby odniosła sukces?
Ten wspomniany kręgosłup etyczno-moralny to moim zdaniem kluczowa sprawa. Także konsekwencja w działaniu, wywiązywanie się ze wspólnych ustaleń, uczciwość – i w sensie finansowym, i względem siebie nawzajem. Niesamowitą wartością dla mnie jest także odwaga i uważam ją za bardzo ważną w pracy z zespołem. Stawienie czoła konfliktowi, podejmowanie wyzwań… To przejawy odwagi, które bardzo sobie cenię.
Odważny człowiek ma w sobie też pewną prawdę, bo nie boi się na przykład konsekwencji swoich działań, nie boi się trudnych sytuacji.
Bardzo cieszę się, że w mojej grupie jest sporo takich osób. Z wieloma z nich jestem w przyjacielskich relacjach.
Mogą na Tobie polegać?
Oczywiście. I często słyszę na przykład: „Krysiu, jeśli Ty tak powiedziałaś, to tak jest”, co dla mnie jest dowodem ogromnego zaufania. Na to się pracuje latami, a wynikające z tego poczucie bezpieczeństwa ma dla mnie bardzo duże znaczenie.
Jak wygląda Twoja struktura?
Stworzyłam dwie duże grupy, prowadzone przez samodzielnych liderów. Mam też w strukturze mniejsze grupki, prowadzone przez osoby na poziomie managerskim.
Tak się jakoś złożyło, że moja struktura jest bardzo rozproszona. Mniej skoncentrowana w okolicach mojego miasta, a bardziej „rozłożysta”. Szczecin, Kraków, Wrocław, Warszawa, Inowrocław…
Trudno się pracuje z takim rozproszonym zespołem? Jak to wygląda w Twojej praktyce?
Na początku jeździłam po całej Polsce. Poświęcałam bardzo dużo czasu na szkolenia, prezentacje. Kiedy wykreowałam samodzielnego lidera, mogłam trochę odetchnąć i cieszyć się autonomicznym rozwojem tej struktury.
Oczywiście, korzystam z wielu dobrodziejstw Internetu. Robię spotkania webinarowe, na Skypie, pracuję poprzez Facebooka. Oczywiście nie zastąpi to kontaktów twarzą w twarz, ale Internet daje bardzo duży komfort. Możemy rozmawiać w dowolnym miejscu, w dogodnym czasie.
Zresztą bycie na Facebooku to najtańsza reklama i najtańszy obieg informacji. Trzeba być tylko aktywnym, widocznym. Wiele osób ma opory, żeby pokazać na swoim profilu czym się zajmują, otworzyć się… Zachęcam zawsze, żeby te opory przełamywać.
A czy do rekrutacji także wykorzystujesz Facebooka?
W mniejszym stopniu, ale też. Co ciekawe, moje kontakty z Facebooka są bardzo trwałe. Ktoś, kto znalazł mnie w sieci, przejrzał mój profil, zaufał i odezwał, często zostaje ze mną na dłużej. Oczywiście nie dzieje się to samo. Wiele osób zapomina, że w Internecie nie wystarczy kogoś poznać i „sprzedać mu” swoją propozycję. O te relacje także trzeba dbać.
Tak się składa, że mam tzw. lekkie pióro, co moim zdaniem pomaga. Warto przyłożyć się do zgrabnego pisania i ubierać swoje wiadomości w fajną, poprawną treść. To pomaga się wyróżnić. Ogromną wartością dla mnie jest to, że nie muszę budować wizerunku firmy, z którą współpracuję. W relacjach z ludźmi budujmy własne marki, własny wizerunek, bo to jest główne narzędzie naszej pracy.
No właśnie, firma – wróćmy do tego na chwilę. Pracujesz nie tylko w Colway klasycznym, ale także w Colway International.
Tak. Colway International istnieje od 3 lat. Zostałam do niego przerzucona poniekąd rzutem na taśmę, bo całe struktury z Colway klasycznego przeszły też do International. Akurat w tym czasie byłam w najgorszym, najtrudniejszym okresie mojego życia… Emocjonalnie, zdrowotnie, a pośrednio także finansowo, bo to przecież zawsze się ze sobą wiąże. Przeżyłam w krótkim czasie takie traumy, że podejrzewam, że choć jedno z tych wydarzeń dla wielu osób byłoby podstawą do tworzenia sobie jakichś dramatycznych historii swojego życia… Bardzo mocno to odchorowywałam – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Z tego też względu nie mogłam – nie byłam w stanie – mocno zaangażować się w rozwój w Colway International. Już samo utrzymanie poziomu w firmie Colway kosztowało mnie wiele wysiłku… Owszem, zostałam w CI liderem, zarabiałam jakieś tam pieniądze, ale brakowało mojego pełnego zaangażowania. Trochę tak, jakby działo się to obok…
I co się zmieniło?
Odbudowałam się. Oczywiście nie sama… Pomogła mi moja liderka, choć nie bezpośrednia, Jadwiga Strzemżalska. Obserwując mnie i znając moje problemy, pani Jadwiga tchnęła we mnie nowego ducha. Była zresztą kiedyś moją ulubioną wykładowczynią i pamiętała mnie jako taką zuchwałą dziewczynę, pełną ambicji, która we wszystkim musiała być najlepsza. Szczera rozmowa z Jadwigą, która się mną wtedy zainteresowała, sprawiła, że wróciły mi siły do działania.
Wiem, że mam duży potencjał. Mam wiedzę, doświadczenie, ale w tamtym okresie brakowało mi hartu ducha… Byłam po prostu podłamana – ale jeszcze nie złamana. W dużej mierze także dzięki pani Jadwidze. To wszystko wydarzyło się w lutym tego roku i sprawiło, że zaczęłam przyglądać się Colway International. Uczestniczyłam na ostatniej konferencji firmowej w Warszawie i to, co zobaczyłam i usłyszałam… Powiem Ci, że wbiło mnie w fotel! Jestem pod wrażeniem: jakości produktów, kultury, klasy i tego, co dla mnie najważniejsze, czyli wartości.
Wartości, którymi kieruje się Colway International to jest to, za czym chcę iść i z czym się chcę utożsamiać. Firma aspiruje do miana turkusowej organizacji.

Co to znaczy?
Na konferencji zorganizowana została debata, w której uczestniczył m.in. profesor Blikle. Opowiedział o swojej doskonale znanej firmie rodzinnej i powiedział coś, co jest po prostu moją bajką. Całe życie podświadomie dążyłam do tego, żeby tworzyć zespół oparty na czymś więcej niż umowy czy sztywny podział obowiązków. Prof. Blikle zbudował firmę opartą na wartościach. Bo kompetencje można nabyć, ale jeśli nie jest nam po drodze jeśli chodzi o wartości… Biznes nie wypali.
Bardzo zaimponowało mi, że właśnie w tym kierunku zmierza Colway International. Prezesem zarządu jest Bernard Jastrzębski, a to żadna tajemnica, że Bernard zawsze był moim ulubionym trenerem i mam do niego wielki szacunek i sympatię. To okazało się dla mnie bardzo ważne. Poza tym plan finansowy jest w CI rewelacyjny. Zarabiamy na kilka sposobów. Sprzedajemy z marżą, otrzymujemy prowizję generacyjną, nadprowizję z drzewa nadprowizji, premię za pierwszy zakup, za prowadzenie biznes partnera, premię z tytułu Bonusu Wzrostu…
A dla kogo jest według Ciebie Colway International?
Na pewno dla osób, które dysponują mniejszym kapitałem. Już za 50 punktów zakupowych, czyli ok. 400 zł, można tworzyć sobie dochód pasywny i budować mały biznesik.
Przez lata byłam agentem ubezpieczeniowym i pokusiłam się nawet o zrobienie takiej prezentacji, porównującej składkę na polisę emerytalną i ten miesięczny wydatek czterystu paru złotych w Colway International. Okazało się, że można zmienić optykę. Jeśli spojrzymy na współpracę z CI jak na polisę emerytalną – gdzie już po drodze otrzymujemy prowizje i bonusy – to będzie jasne się, że to doskonałe zabezpieczenie na przyszłość. Ja do tego tak podeszłam.
Bardzo mnie cieszy, że mogę pomóc właściwie każdemu budować własną niezależność. Ostatnio zadzwoniła do mnie młoda dziewczyna, żeby się pochwalić, że zarobiła pierwsze 80 zł. Dla osób, które obracają większymi pieniędzmi, to żaden zarobek. Ale jeśli ktoś inwestuje 400 zł i prawie od razu widzi, że zaczyna się to zwracać, to jest zupełnie inna bajka.
Jakie cele stawiasz sobie w związku ze współpracą z Colway International?
Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale moje plany są ambitne i, mam nadzieję, realne. Zależy mi na tym, abyśmy jako grupa zaczęli być widoczni w CI i zaczęli osiągać coraz większe dochody, jak również korzystać z pełnego pakietu bonusów, jakie firma oferuje.
Mam bardzo wiele marzeń, wiele energii. Moją pasją jest przekazywanie mojej wiedzy i doświadczenia, a przy tym należę do ludzi, którzy lubią dawać. Czerpię ogromną radość i satysfakcję gdy widzę, jak przez to co daję od siebie, zmieniam czyjeś życie. Bardzo mnie cieszy, kiedy ludzie się rozwijają, kiedy pytają o radę, kiedy korzystają z propozycji szkoleń czy książek, jakie im polecam… Cieszy mnie, gdy mogę inspirować innych.
Cieszy Cię autorytet, który zbudowałaś?
Pamiętam moje wielkie zaskoczenie i niemal wstrząs psychiczny, kiedy pojechałam na spotkanie z grupą. I ktoś wtrącił w rozmowie: „Krysiu, kiedyś powiedziałaś to i to”, a ja wtedy miałam taki moment „ojej”. Oni pamiętają, co mówiłam! Jaka to jest ogromna odpowiedzialność!
Ludzie czasami też wzorują się na mnie. Nie potrafię się tym zachłysnąć, myśleć o sobie jak o darze dla świata, patrzę na to raczej przez pryzmat wielkiej odpowiedzialności. Bardziej się przez to kontroluję, motywuję do świadomego działania.
Ale wracając do tematu, bo trochę odpłynęłam – moim dużym celem i największym wyzwaniem jest poprowadzenie osób, które zaprosiłam do biznesu, w kierunku zmiany życia. Słucham ich, staram się zrozumieć ich problemy… I chciałabym każdemu pokazać świetlaną przyszłość, która za chwilę będzie ich udziałem.
Colway klasyczny znasz od podszewki, Colway International intensywnie poznajesz. Jakie są według Ciebie najważniejsze różnice między tymi dwoma siostrami?
Najpierw o podobieństwach – obie firmy są rewelacyjne. Mają niesamowite, wyjątkowe produkty. A różnice? Colway klasyczny ma zupełnie inny, ale też bardzo unikalny plan marketingowy. Bardzo liberalny, dopuszczający rozpisywanie własnych obrotów np. w strukturach rodzinnych, nie ma czegoś takiego na rynku. Trzeba tu też poświęcić więcej czasu osobie, która chce zacząć robić biznes. Trzeba ją nauczyć sztuki prezentacji, wnikliwie wprowadzić w świat produktów – w trochę większym stopniu, niż ma to miejsce w Internationalu Colwayu. Tam jest większe nastawienie na konsumpcję, czyli kupowanie produktów dla siebie, i działania internetowe.
Mam też wrażenie, że Colway klasyczny bardziej odpowiada trochę starszym osobom, a International – młodszym. Może to kwestia zasobności portfela? Może pewnej energii, która panuje w obu firmach?
A nie kusiło Cię nigdy, żeby zmienić firmę? Nikt nie próbował Cię podkupić?
Oczywiście, że próbowali! Nie raz. I nawet nie przeszło mi to przez myśl. Jak mawia nasz prezes Jarosław Zych, trawa wszędzie jest bardziej zielona… Ale absolutnie nie dla mnie. Wchodząc do Colway, otrzymałam właśnie od prezesa takie ogromne wsparcie, że zdobył tym moją pełną lojalność. Jest mi bardzo dobrze tu, gdzie jestem. Sama zresztą nie cenię wysoko osób, które skaczą z kwiatka na kwiatek i uważam je za niewiarygodne.
Miałam kiedyś taką propozycję od konkurencji, że niejedna osoba by się skusiła. Podziękowałam.
Prezesowie obu Colwayów cieszą się opinią bardzo przystępnych osób, które nie rządzą z wysokiej wieży, tylko wchodzą w szczere relacje ze współpracownikami firmy. Potwierdzasz czy obalasz tę plotkę?
Potwierdzam, jak najbardziej! Zarówno Jarosław, Maurycy Turek i Bernard są bardzo otwarci, bardzo życzliwi, empatyczni. To są po prostu dobrzy ludzie. A przy tym bardzo różnią się od siebie i moim zdaniem dzięki temu każdy z nich wnosi jakąś nową jakość. Zresztą ludzie w Colway też są różni i każdy może sobie znaleźć swojego ulubionego prezesa [śmiech].
Na koniec przejdźmy do pytania, na które czekasz od początku. Jaka jest najgorsza rada, którą otrzymałaś w swojej pracy w MLM?
Uważam, że wielką szkodę w pracy w marketingu sieciowym robią rady w stylu: jak jest promocja w Twojej firmie – zatowaruj się; kup towaru ile możesz i powoli sprzedawaj. A jeszcze gorszą radą jest budowanie sieci z własnych zakupów bez rekrutacji nowych osób. Ludzie, którzy tak mówią, moim zdaniem w ogóle nie rozumieją MLM! Przecież w tym systemie budujemy sieć konsumencką, sieć managerską, budujemy przychód pasywny. Docelowo mamy być prezesami holdingu! Mamy siedzieć na emeryturze na plaży w ciepłym kraju i tylko patrzeć w ekran laptopa, jak obrót naszej grupy generuje zyski.
Mając garaż pełen towaru, jesteś magazynierem w swojej małej hurtowni. Nie networkerem. Są osoby, które właśnie tak budują swój biznes, ale dla mnie to jest praca na pełnym etacie, bez zabezpieczenia, bez emerytury. To pozbawianie się dochodu pasywnego na własne życzenie, dlatego, że zarabiamy tylko wówczas, kiedy angażujemy swoje siły i swój ograniczony czas.
Kiedyś miałam butik, następnie duży franczyzowy sklep z odzieżą. I nie przyszłam do MLM, żeby do tego wracać. Zachęcam gorąco wszystkich, żeby będąc w tym systemie, korzystali z jego możliwości. To naprawdę niezwykłe, co można osiągnąć pracując z grupą zaangażowanych, ambitnych osób. Zamiast się zatowarowywać po sufit, wyjdźmy więc do ludzi!